Drewniane aktorstwo + znane piosenki + nachalne product placement = polska komedia romantyczna. 2
Na początek dobra wiadomość: nie jest to film tak zły, jak "Tylko mnie kochaj". Co nie znaczy, że jest dobry.
"Dlaczego nie!" powtarza każdy możliwy schemat komedii romantycznej. Niektóre nawet mnoży, jak np. obowiązkowe "coś", które pod koniec filmu rozdziela dwójkę bohaterów, którzy później i tak będą razem. Tutaj jest to dwa razy. Sama fabuła jest przewidywalna do granic możliwości, ale nie to jest najgorsze. W końcu nawet najlepsze pozycje gatunku powstają w oparciu o ten sam szablon. Tyle że w tamtych filmach są dwie rzeczy, którymi jak na razie nie może poszczycić się żadna z polskich komedii romantycznych: postacie i humor.
Od razu powiem, że najlepsza z całej obsady (czytaj: jedyna dobra) jest Ania Cieślak. Sympatyczna, naturalna. Momentami drewniana, ale trudno ją winić, w końcu przyszło jej pracować w filmie bez reżysera z prawdziwego zdarzenia. Również jej bohaterka jako jedyna wykazuje jakieś tam ślady charakteru. Bo reszta i postaci i aktorów, to katastrofa.
Nie rozumiem i chyba nigdy nie pojmę jak to się stało, że bożyszczem kobiet i nowym amantem polskiego kina stał się może i przystojny, ale całkowicie pozbawiony charyzmy i mimiki Zakościelny. Pomijam, że jego bohater to kawałek papieru, ale do licha jak to możliwe, że taką karierę robi ktoś kto ma w repertuarze dwie miny i jeden ton głosu? Doprawdy niepojęte. Wspominałem już, że między dwójką głównych bohaterów nie ma ani krzty chemii? Nie? No to wspominam. Pozostała część obsady to znane twarze, powpychane na siłę chyba tylko dlatego, że straszą w telewizji i są popularne. Jest więc Kożuchowska, której przerysowane zachowanie przywołuje na myśl czarne charaktery z brazylijskich telenowel. Jest Przybylska, której wydaje się, że potrafi grać. Jest Kot, który... po prostu jest. Jest Jabłczyńska, której warsztat ogranicza się do bycia nieznośnie słodką. W tle przewijają się też Cypryański i Wesołowski. Po co? Nie mam pojęcia.
Na próżno szukać tu też bezpretensjonalnej lekkości i humoru. Cieślak uderzająca Kota w twarz, albo przyjaciel głównej bohaterki przebrany za hot-doga? Ha. Ha. Ha.
Poza tym standard: product placementy, drewniane dialogi i beznadziejna reżyseria Zatorskiego, któremu ktoś powinien wyjaśnić, że bohaterowie nie mogą się w sekundę przenosić w czasie i przestrzeni. Bo jak wyjaśnić, że Jabłczyńska zadaje Cieślak pytanie w dzień, kiedy obie siedzą przy stoliku na zewnątrz jakiejś knajpy, następuje cięcie i kiedy Cieślak odpowiada na to pytanie, siedzą wieczorem przy stoliku na którymś piętrze jakiegoś wieżowca?!
Jeśli tendencja zwyżkowa się utrzyma, może za jakieś 20 lat do kin wejdzie DOBRY film Zatorskiego.
PS. Wszystkim, którzy nie mają zamiaru oglądać "Dlaczego nie!", przedstawiam streszczenie:
Piosenka. Piosenka. Reklama radia Zet. Piosenka. Piosenka. Piosenka. Reklama livebox tp. Klata Zakościelnego. Reklama Lexusa. Piosenka. Reklama Plus GSM. Klata Zakościelnego. Piosenka. Piosenka. Piosenka. Piosenka. Szlafroki. Piosenka. Reklama radia Zet #2. Reklama Wirtualnej Polski. Reklama Żywca. Piosenka. Piosenka. Napisy końcowe.
Kolejna porażka polskiej "kinematografii" z Zakościelnym i Kożuchowską w roli głównej. Szkoda Ani Przybylskiej, że w tym brała udział.